Chomik Furiatto

CyberŚwiat

Re: CyberŚwiat

Eksperci z instytutu badawczego NASK przejęli w czwartek wieczorem 23 polskie domeny internetowe służące do zarządzania siecią komputerów zainfekowanych groźnym wirusem Virut. W 2012 r. odnotowano w Polsce aż 890 tys. zgłoszeń adresów IP zainfekowanych Virutem.

Zainfekowane wirusem komputery stają się „komputerami-zombie” – bez wiedzy swoich właścicieli łączą się w sieci, tzw. botnety, które wykorzystywane są często do działań niezgodnych z prawem. Za sprawą botnetu m.in. przeprowadzane są zmasowane ataki sieciowe (tzw. DDoS), rozsyłany jest spam, czy kradzione są poufne dane. Komputery-zombie polecenia otrzymywać mogą za pośrednictwem domen internetowych.

Okazało się, że część domen obsługujących wirus Virut znajdowało się w Polsce. Ekspertom z NASK w czasie największej dotychczas w Polsce akcji tego typu udało się przejąć najważniejsze domeny, które kontrolowały zainfekowanymi Virutem komputerami. Przejęto więc polskie serce tego botnetu i uniemożliwiono sterowanie komputerami-zombie poprzez zarejestrowane w Polsce domeny internetowe.

NASK informuje, że głównymi źródłami wirusa były domeny zief.pl oraz ircgalaxy.pl, które pełniły funkcję centrów sterujących zainfekowanymi komputerami-zombie i wysyłały rozkazy ataku. W ostatnim roku pojawiły się kolejne domeny z końcówką .pl, które miały te same zadania, a także przyczyniały się do rozpowszechniania złośliwych programów – m.in. Palevo i Zeusa.

„To pierwszy przypadek, gdy podjęliśmy decyzję o zaprzestaniu utrzymywania nazw w domenie .pl. Zadecydowała skala zjawiska i zagrożenie dla wszystkich użytkowników internetu. W takiej sytuacji odmówiliśmy świadczenia usług” – komentują przedstawiciele instytutu badawczego NASK.

Jak przyznają w rozmowie z PAP przedstawiciele NASK, część infrastruktury botnetu Virut odpowiedzialna za sterowanie siecią komputerów-zombie znajduje się na domenach z innych krajów. Polska akcja przeciw wirusowi może więc nie wyeliminuje całkowicie problemu z Virutem, ale z pewnością botnet osłabi.

Zainfekowane Virutem komputery-zombie dalej łączą się z przejętymi przez NASK polskimi domenami, czekając na polecenia, ale tym razem żadnych poleceń nie otrzymują. NASK zapowiada, że będzie się kontaktować z dostawcami internetu. Dopiero oni będą mogli dotrzeć do swoich użytkowników zainfekowanych komputerów i pomóc im w odzyskaniu kontroli nad swoimi urządzeniami.

Pierwsze infekcje Virutem odnotowano w 2006 roku, ale od tego czasu zagrożenie to znacznie przybrało na sile. Od 2010 roku NASK podjął intensywne prace nad wyeliminowaniem działalności Viruta w naszym kraju. W samym 2012 roku zespół CERT Polska, działający w ramach instytutu badawczego NASK, odnotował 890 tys. zgłoszeń zainfekowanych adresów IP z Polski. Według szacunków NASK, potwierdzanych przez dane firmy Symantec, sieć komputerów kontrolowanych przez Virut składa się obecnie na świecie z około 300 tys. urządzeń. Według danych kolejnego producenta oprogramowania antywirusowego – Kaspersky’ego – w III kwartale 2012 roku Virut zajął 5. miejsce wśród najpopularniejszych wykrytych wirusów.

Wirus rozpowszechnia się m.in. poprzez luki w przeglądarkach internetowych, a do zarażenia może dojść w wyniku odwiedzenia strony www, na której przestępcy umieścili Viruta. Aby nasz komputer nie stał się komputerem-zombie, należy dbać o to, by był chroniony przez program antywirusowy, regularnie instalować aktualizacje czy łaty do programów, a w nieznane linki klikać z rozsądkiem.

Czy nasz komputer już jest zombie? Nie jest to takie proste do ustalenia. Wirusy cały czas się zmieniają i występują w różnych wersjach. „Programy antywirusowe nie zapewniają więc w 100 proc. bezpieczeństwa” – wyjaśniają eksperci z NASK. Radzą, by korzystać ze stron, które umożliwiają przeskanowanie naszego urządzenia przez wiele różnych programów antywirusowych – wtedy szanse na wykrycie zagrożeń znacznie rosną.

NASK – Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa funkcjonuje jako instytut badawczy, podlega Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Instytucja pełni rolę krajowego rejestru nazw internetowych w domenie „.pl”.

Autor: Ludwika Tomala
Źródło: Wolne Media

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

2013-02-03 10:26
Jak media społecznościowe stworzyły nowego człowieka?

Najpierw był człowiek myślący, potem bawiący się. Dziś jest człowiek społecznościowy.

http://g.gazetaprawna.pl/p/_wspolne/pliki/979000/979820-.jpg


Fot. ShutterStock



Miliard ludzi na Facebooku, 600 mln na Qzone, 500 mln na Twitterze i 500 mln na Google+. Media społecznościowe przestały być zabawką. Zmieniają społeczeństwa na całym świecie

Tato, jak to, ożeniłeś się? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – pyta Robin. – Napisałem na Facebooku. Wiedziałabyś, ale nie przyjęłaś mnie do znajomych! – pada odpowiedź. Dialog bohaterów popularnego sitcomu „Jak poznałem waszą matkę” nie musiał być wymyślony przez scenarzystów.

Podobne rozmowy między rodzicami a dziećmi, szefami i pracownikami czy po prostu kolegami są na porządku dziennym. Niespodziewanie życie online zaczęło coraz mocniej przenikać do realnego. Zaistnienie takiego zjawiska wróżono już w momencie komercyjnego pojawienia się internetu. Ale stało się ono możliwe dopiero dzięki boomowi na portale społecznościowe.

W pracy jesteśmy pracownikami, kolegami, podwładnymi oraz przełożonymi. Leniwymi lub pracowitymi, wymagającymi lub pobłażliwymi, pomysłowymi lub wykonującymi polecenia. Dla rodziny jesteśmy rodzicami, dziećmi, rodzeństwem, mężami i żonami. Dla kumpli niezłymi kompanami, miłośnikami tańca, kina, książek, towarzyszami biegania czy znajomymi od plotek. Co innego nasz obraz w miejscu pracy, co innego w domu, jeszcze inny na spotkaniu z przyjaciółmi. Te różne obrazy nakładają się na siebie, tworząc całościowy obraz każdego z nas, jednak to wzajemne przenikanie nigdy nie jest pełne. Są pewne granice.

To się kończy. Granice, jakie definiowały nasze społeczne kręgi, w oszałamiającym tempie się zacierają. A odpowiada za to prosta decyzja: kliknięcie „rejestruj”. Taki przycisk wybiera codziennie kolejne kilka milionów osób, które decydują się założyć profil, czyli kolejną internetową osobowość, w jednym z portali społecznościowych.

– Społeczeństwo sieci znamy. Przyzwyczailiśmy się do tego, że poszczególne osoby to węzły sieci, które swoje życie organizują dzięki kontaktom z innymi węzłami. W przypadku portali społecznościowych to nie jest zwykła struktura. Zamiast kontaktu jeden do jednego czy jeden do wielu mamy wielu do wielu – mówi prof. Urszula Jarecka z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Kończy się model różnych osobowości w różnych kręgach. – Czy moja znajoma powiedziała to na spotkaniu, czy napisała na Twitterze? Wiem, że kolega przytył, z jego zdjęcia na Facebooku czy też dlatego, że gdzieś go widziałem? Szef na Naszej Klasie pochwalił się zdjęciem z wakacji i wszyscy jego podwładni wiedzą, gdzie wyjechał, choć nikomu o tym nie mówił. Poplątanie z pomieszaniem. Nic dziwnego, że granica między osobowościami z tych realnych światów zaczyna całkiem się rozmywać i plątać z osobowościami z internetu – dodaje.

I tak pojawia się zupełnie nowy model osobowości. Homo socialmediacus. Człowiek mediospołecznościowy, któremu do już istniejących twarzy doszła jeszcze jedna, a czasem nawet kilka, w zależności od tego, w ilu portalach się zarejestrował.
Drugie życie sieci

– Żyjemy w laboratorium społecznym. Ostatnie lata to przyspieszenie i zintensyfikowanie eksperymentów, których sami na sobie i na naszych społecznościach dokonujemy – uważa Jarecka. Zapytana o to, jak się zmieniamy, spędzając coraz więcej czasu na portalach społecznościowych, tylko wzdycha: – Nikt nie wie, możemy trochę zgadywać, trochę wróżyć z tego, co widzimy wokół siebie. Jedni badacze przewidują drastyczne zmiany, rozpad społeczeństw. Inni przeciwnie, uważają, że to w ogóle nie będzie miało większego wpływu, bo podobnie było z telefonem oraz telewizją. Straszono wówczas, że to będzie koniec rodzin, że taka rozrywka i komunikacja na odległość zniszczą je – mówi badaczka.

Didier Lombard, prezes France Telecom, który stał się sławny po tym, jak pod jego zarządem przez firmę przetoczyła się fala samobójstw, jest także autorem „Globalnej wioski cyfrowej”. Dowodzi w niej, że to wynalezienie telefonii dało początek tzw. pierwszemu życiu sieci. Trwało ono w latach 1975–1995, w czasie których nastąpiły trzy momenty przełomowe, które Lombard porównuje do trzech Wielkich Wybuchów. Były to kolejno: wprowadzenie technologii cyfrowych, upowszechnienie się internetu i początek komunikacji mobilnej. Te przełomy za każdym razem przybliżały nas coraz bardziej do obecnego stanu, czyli drugiego życia sieci.

Okresem płodowym etapu były lata 1995–2004. Można się było przekonać, jak bardzo sieci telekomunikacyjne stają się wszechobecne w naszym życiu, jak bardzo odpowiadają na zaspokojenie naszych potrzeb oraz jak ciężko bez nich funkcjonować. A kiedy już na własnej skórze przekonaliśmy się, że są rzeczywiście tak potrzebne, pojawił się idealny grunt dla usług, które naprawdę wykorzystały rozbudzone już w nas przyzwyczajenia do regularnego korzystania z internetu.

Tak zaczął się boom społecznościowy. W 2003 r. pojawił się MySpace, rok później Facebook, a w 2005 r. YouTube. W 2006 r. Twitter, zaś w 2007 r. Nasza Klasa. Jedne szybciej, inne wolniej, ale wszystkie skutecznie zaczęły podbój naszego świata. Nie tylko pod względem szybko rosnących statystyk liczby użytkowników. To nie były portale plotkarskie, poradnicze, rozrywkowe czy ze specjalistyczną wiedzą. To nie były serwisy informacyjne ani strony poszczególnych osób czy firm, czyli nie zaspokajały pojedynczych potrzeb internautów. Łączyły w sobie tak dużo opcji, że zaczęły stawać się dodatkowym, zupełnie odrębnym kanałem komunikacji.

Lombard, opisując teorię drugiego życia sieci, zbadał, jak pod wpływem mediów społecznościowych zmieniają się codzienne zwyczaje amerykańskich nastolatków. Okazało się, że w 2011 r. rzeczywiste spotkania twarzą w twarz stanowiły w tej grupie już ledwie 35 proc. zachowań komunikacyjnych. Natomiast spotkania za pośrednictwem sieci stanowiły aż 47 proc. czasu poświęcanego na komunikację. Reszta to rozmowy telefoniczne, SMS-y oraz komunikatory internetowe. Badacze zauważyli też, że im więcej czasu spędzanego w mediach społecznościowych, tym rośnie potrzeba dalszej intensyfikacji takiej komunikacji.

Widać to doskonale po informacjach ujawnionych przez Facebooka przy okazji wchodzenia na giełdę w maju ubiegłego roku. Średni czas spędzany na tym portalu przez użytkownika ze Stanów Zjednoczonych przekroczył w 2011 r. już 9,5 godziny. Przez przeciętnego użytkownika z Polski niecałe 5 godzin. Czyli widać, jak w miarę popularności tego serwisu rośnie zaangażowanie jego użytkowników.
Facebook ogłupia. A może nie

– „Przyjaźnię się z tą dziewczyną, bo mamy w 95 proc. zgodne zainteresowania muzyczne”. Tak nam odpowiedziała jedna z nastolatek przepytanych w badaniu „Młodzi i media”. Dziwiliśmy się, cóż to za sztuczny i naukowy język, jak można w taki sposób określić to, że się słucha tej samej muzyki. Chodziło po prostu o to, że dziewczyna miała profil w serwisie Last.fm i porównywała swój gust z ulubioną muzyką innych użytkowników. Dla niej takie procentowe określenie było jak najbardziej naturalne – kulturoznawca Mirosław Filiciak tłumaczy, na czym polega przenikanie się osobowości z realu i online. – Po nastolatkach, którzy mają konta na portalach, widać, że dla nich nie ma już praktycznie rozdziału między realnymi osobowościami a tymi prezentowanymi w mediach społecznościowych – dodaje.

Dla Filiciaka jednak rewolucyjne zmiany, jakie miałyby się pojawić w społeczeństwach postspołecznościowych, wcale nie są takie oczywiste. – Przecież social media to tak naprawdę odbicie świata realnego, to pewnego rodzaju kalka naszych zachowań z rzeczywistości. Oczywiście zmieniają – czasami poprawiają, a czasami utrudniają – pojedyncze czynności, ale nie jestem przekonany, że aż tak odmienią więzi międzyludzkie – mówi kulturoznawca.

I takiej pewności nie ma także w badaniach i analizach przeprowadzanych przez naukowców z całego świata. Badacze jednak wskazują na konkretne działania, które media społecznościowe już zmieniły. Po pierwsze to sposób zdobywania wiedzy. W końcu Facebook powstał m.in. dlatego, że Mark Zuckerberg nie zdążył przygotować się do egzaminu z historii sztuki i szukał pomocy wśród znajomych, jakich konkretnie pytań powinien się spodziewać. Dzisiaj w niezwykle zbliżony sposób uczą się młodzi ludzie na całym świecie. Jak pisze Nicholas Carr w „The Shallows: What the Internet Is Doing to Our Brains”, codzienne korzystanie z serwisów społecznościowych na tyle zmieniło sposób funkcjonowania naszego mózgu, że niemal niemożliwe jest przestawienie się z powrotem na tryb analogowy. Oprócz zaniku umiejętności czytania wielostronicowego tekstu, w którym nic nie miga, nie wyświetla się, nie przekierowuje na kolejne zakładki i okienka, nauka stała się przede wszystkim zadaniem bardziej społecznym. Tyle że zamiast siedzieć wspólnie w czytelni, młodzi ludzie spotykają się w serwisach społecznościowych i tam razem podkreślają najważniejsze cytaty i omawiają najtrudniejsze kwestie, czyli komentują wpisy innych. W ten sposób omawiają zadany materiał. Powoli na taki tryb przestawiają się same placówki oświatowe. Kilkanaście dni temu na Uniwersytecie Warszawskim w Instytucie Nauk Politycznych odbył się pierwszy dyżur wykładowcy tylko na FB. Przecież i tak jest tam łatwiej czasem spotkać studentów niż na korytarzach uczelni.

Jaki ma to wpływ na przyswajanie wiedzy, tak naprawdę jednak nie wiadomo. Jedne badania mówią: zły, bo rozprasza, ale i powoduje zanik ciekawości poznawczej. Wystarczy pobieżne obejrzenie filmiku, skomentowanie czyjegoś zdjęcia i już w homo socialmediacus rośnie przekonanie, że wie wystarczająco dużo o danej sprawie. Tak wynika choćby z testów przeprowadzonych dwa lata temu przez amerykańskiego socjologa Paula Kirschnera. Jego eksperymenty podają w wątpliwość tezę, w myśl której młodzi ludzie mogą bez problemu wykonywać kilka czynności jednocześnie. Wprawdzie 3/4 ankietowanych osób, które podczas nauki korzystały z serwisu społecznościowego, uważa, że Facebook nie ma złego wpływu na ich koncentrację. Ale już z samego badania wynika coś zgoła odmiennego: naukowcy pod wodzą Kirschnera przebadali 219 studentów z USA. Ci korzystający z Facebooka osiągali średnią ocenę wynoszącą 3,06. Średnia ocena tych, którzy skupiali się na jednym zadaniu, wynosiła zaś 3,82.

Inne wnioski wyciągnęła jednak Rebecca Vivian w pracy „University Students’ Informal Learning Practices Using Facebook: Help or Hindrance?”, w której porównała wyniki osiągane przez studentów zarówno studiów humanistycznych, jak i przyrodniczych i ścisłych udzielających się na FB (ale też innych portalach społecznościowych) z tymi bez kont. Okazało się, że ci z życiem e-społecznym, nawet jeżeli z pojedynczych testów osiągali słabsze wyniki niż studenci, których nie rozpraszało życie społecznościowe, na koniec studiów mieli lepszą średnią wyników i szybciej znajdowali po studiach pracę.
Ile jest w nas narcyza?

Podobnie całkiem rozbieżne są wyniki badań wpływu, jaki media społecznościowe mają na psychikę internautów. Bo to, że mają wpływ, jest pewne. „Jak się masz?”, „Co słychać?”, „Co się ciekawego wydarzyło?” – tak użytkowników pyta Facebook. Czyż te zachęty do kolejnego wpisu nie są uderzająco podobne do klasycznego terapeutycznego pytania „Co czujesz?”. „Broadcast yourself ”, czyli „transmituj siebie”, zachęca YouTube. „Tweetnij coś”, czyli polecenie Twittera, i „Daj znać, co nowego” od Google+ – wszystkie serwisy przekonują, że to ich użytkownik jest w centrum wydarzeń i zainteresowania.

Twórca TechCruncha, jednego z najbardziej prestiżowych branżowych serwisów internetowych, Mike Arrington, wielokrotnie zwracał uwagę, że serwisy społecznościowe wcale nie służą do kontaktów ze znajomymi. Prawda jest taka, że ich główną funkcją jest autopromocja, a dopiero potem kontakty. FB doskonale to rozumie – po to wprowadził Timeline, który wcale nie służy ułatwieniu dotarcia do treści, a pomaga użytkownikom tego portalu w stworzeniu swojego wizerunku. Zdjęcie profilowe, zdjęcie w tle (coraz powszechniejsze są oferty profesjonalnych fotografów sesji z myślą właśnie o zdjęciach na Facebooka), czym się interesujesz, twoje motto – wszystko, by pokazać znajomym, jak bardzo interesującą osobą jesteś. Efekt: jak wynika z badań, większość użytkowników mediów społecznościowych najwięcej czasu spędza na... patrzeniu na własny profil, a nie na przeglądaniu profili znajomych.

Badań na temat tego narcyzmu i ukierunkowanych na siebie mediów społecznościowych jest mnóstwo. Jedne twierdzą, że społecznościówki pobudzają ego. Inne, że internet jest tylko odbiciem rzeczywistości i jeżeli ktoś ma skłonności narcystyczne i ekshibicjonistyczne, to nic dziwnego, że social media wykorzystuje, by je rozwijać. Profesor Jarecka nazywa to „zrastaniem się z maską”, czyli przekonaniem, że właśnie wizerunek z social media będzie decydujący w tym, jak widzi nas otoczenie.

Z drugiej strony co z tego, że e-społeczności aż tak wzmagają w nas narcystyczne zapędy, skoro nikt – oprócz nas samych – nie skupia uwagi na tym, co komunikujemy za ich pomocą. Wracając do badań Lombarda o tym, jak komunikują się amerykańskie nastolatki, to skoro tak dużo czasu poświęcają na portale społecznościowe, powinny być w całkiem niezłej kondycji psychicznej, bo mogą do woli kształtować swój wizerunek. Tyle że zmniejszając czas na tradycyjną komunikację, mocno ograniczają dostęp do informacji o tym, co naprawdę się z nimi dzieje. Przecież ponad 90 proc. naszej komunikacji to niewerbalna mowa ciała. Dlatego sporym echem odbił się rok temu przypadek amerykańskiej nastolatki, która rano SMS-owała ze swoją matką i kontaktowała się z nią na Facebooku, na pytania, czy wszystko w porządku, odpisywała, że jest OK, i wysyłała uśmiechnięte emotikony. A wieczorem powiesiła się w swoim pokoju.

Z drugiej strony liczne są przypadki, że właśnie wpisy na blogach, Facebooku czy Twitterze, gdy człowiek traktuje je właśnie niczym sesję terapeutyczną, poprawiają stan psychiczny. – Nie oszukujmy się, duża aktywność w social media musi nieść za sobą zmiany zarówno w użytkownikach, jak i w ich otoczeniu. Nie ma takiej możliwości, by to pozostało bez wpływu na społeczeństwo. Tyle że dopiero uczymy się, jak odczytywać te zmiany – podsumowuje profesor Jarecka.

Serwisy społecznościowe służą tylko autopromocji. Badania wykazały, że większość ich użytkowników spędza najwięcej czasu na oglądaniu własnego profilu

Zobacz także:

10 milionów Polaków używa Facebooka. Wielka impreza trwa »
Headhunterzy inwigilują portale społecznościowe »



Autor: Sylwia Czubkowska
Artykuły z: Dziennik Gazeta Prawna"

Guest
Gość
useravatar
Offline
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

Brytyjscy naukowcy stworzyli program komputerowy, zdolny do analizowania lajków, wystawianych przez użytkowników Facebooka. Na podstawie tej informacji aplikacja może określić wiek użytkownika, jego IQ oraz orientację seksualną i zainteresowania.

Oprócz tego algorytm komputerowy prawie bezbłędnie ustala narodowość użytkownika, jego poglądy polityczne, a nawet czy jego rodzice się rozwiedli.

Tym nie mniej badacze przewidują, że możliwość opisania użytkownika na podstawie jego lajków poważnie zaszkodzi ochronie prywatności w sieci.

Głos Rosji

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

Samsung nie lubi Linuksa


Próba instalacji Linuxa na najnowszych laptopach Samsunga z Windows8 kończy się uszkodzeniem komputera. Jednakże nie tylko instalacja niszczy komputer, lecz także próba uruchomienia go z płyty LiveCD.

Problem na pewno dotyczy następujących modeli: 300E5C, 530U3C, NP700Z5C oraz NP700Z7C.

Przyczyną problemu jest wadliwy firmware Samsunga. Na chwilę obecną jedynym rozwiązaniem problemu jest próba uruchomienia laptopa w trybie zgodności z BIOS-em (Compatibility Support Mode). W tym trybie uruchomienie jak i instalacja dystrybucji Linuxa przebiega bez problemowo.
Jest to rozwiązanie doraźne i należy je stosować do czasu, aż programiści Samsunga przygotują stosowną poprawkę dla firmware ich laptopów. Niestety, czas jej wprowadzenia nie jest znany.

Innym rozwiązaniem jest wykorzystanie mechanizmu samego Linuksa, które wyłączy wadliwy sterownik. Aby tego dokonać należy podczas rozruchu w trybie kompatybilności z BIOS-em dopisać kod "samsung-laptop.blacklist=yes

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

Korzystanie z najpopularniejszego hostingu wideo w internecie może stać się płatne. Dzisiaj w Los Angeles informację tę pośrednio potwierdził w rozmowie z dziennikarzami wiceprezes Google, nadzorujący rozwój YouTube, Robert Kyncl.

Według niego „płatne kanały subskrypcji są bardzo ważne i mogą przynieść dodatkowy dochód projektantom i twórcom treści”.

Z kolei poinformowane źródła w firmie nie wykluczają, że płatna subskrypcja pojawi się już w drugim kwartale bieżącego roku. Cena wyniesie 1-5 dolarów miesięcznie.

Głos Rosji

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

Eksperci przestrzegają: uważajcie na swoich internetowych znajomych. Anonimowy kolega może być pedofilem lub inteligentnym chatbotem, którego zadaniem jest zdemaskowanie takich osób. Mowa o Negobocie, zwanym także „virtual Lolita“.

Charakteryzuje się tym, że jego rozwój emocjonalny stoi na poziomie nastolatki. Jego zadaniem jest oszukanie internetowych pedofilów oraz wyciągnięcie od nich informacji, które pomogą władzom porządkowym w ich wytropieniu.

Chatboty wykorzystują sztuczną inteligencję, przetwarzanie języka naturalnego i reagowanie na komentarze użytkowników. Co więcej, posiadają zdolność do zapamiętywania starych konwersacji. Bot może posługiwać się wieloma językami. Stanowi bardzo skuteczną pułapkę na potencjalnych pedofilów. Rozmowy są dla niego grą, której celem staje się gromadzenie dowodów na to, że dany użytkownik ma tendencję do niewłaściwych zachowań względem nieletnich. Negobot przestrzega pewnych zasad i postępuje w określony sposób. Konwersację rozpoczyna od tematów neutralnych. Następnie dzieli się informacjami osobistymi. Kiedy rozmówca rozpoczyna konwersację na tematy seksualne, bot przełącza się na inny tryb. Jego celem staje się podtrzymanie rozmowy z użytkownikiem podejrzewanym o pedofilię. Bot udziela mu fałszywych informacji prywatnych. W ten sposób próbuje zwabić go do fizycznego spotkania. Nietrudno dostrzec, że stosuje taką samą taktykę jak domniemany pedofil. Jak mówi mądre polskie porzekadło: Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.

Negobot został przetestowany w Google Chat i innych czatach internetowych. Zdaniem niektórych może jednak stwarzać niebezpieczeństwo - co jeżeli z przynęty stanie się myśliwym? Negatywne głosy są jednak przyćmione pozytywnymi opiniami na temat bota. Wszystko wygląda na to, że projekt zakończy się sukcesem.

Źródło: http://maxmania.pl/publikacje/technolog … na-w-sieci

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

Masz skrzynkę pocztową w Gmail? Uważaj. Szefostwo Google otwarcie przyznało, że nie zamierzają respektować prywatności użytkowników, którzy korzystają z ich usług. Serwis consumerwatch­dog.org dotarł do pisma, które prawnicy Google’a przesłali do amerykańskiego sądu federalnego - informuje independent.co.uk.

Tak jak nadawca listu do kolegi z firmy nie może dziwić się, że asystent odbiorcy otworzy ten list, tak również osoby, które korzystają z sieciowych klientów poczty nie mogą być zaskoczone, że ich e-maile będą przetwarzane przez dostawcę poczty w celu ich dostarczenia. Zasadniczo, osoba nie ma uzasadnionego prawa do zachowania prywatności informacji, którą dobrowolnie przekazuje osobom trzecim oświadczyli prawnicy firmy.

Oświadczenie to zostało złożone w kalifornijskim sądzie w odpowiedzi na pozew wytoczony Google. Dotyczy on łamania obowiązujących w USA przepisów dotyczących poufności korespondencji. Google skanuje bowiem wszystkie e-maile swoich użytkowników, by później - na podstawie ich treści - kierować do internautów reklamy.Co to oświadczenie prawników oznacza dla wszystkich użytkowników poczty Google? Tłumaczy to John M. Simpson z organizacji Consumer Watchdog’s Privacy Project.

Google w końcu oficjalnie przyznało, że nie szanuje prywatności. Ludzie powinni potraktować te słowa poważnie: Jeśli zależy ci na zachowaniu prywatności e-mailowej korespondencji, to nie korzystaj z Gmaila - stwierdził Simpson.

Zauważył on także, że prawnicy użyli nieadekwatnej do sytuacji analogii, porównując dostawcę poczty do "asystenta", gdy tymczasem pełni on raczej funkcję "listonosza".

Oczekuję, że listonosz dostarczy list, posługując się adresem znajdującym się na kopercie. Nie oczekuję natomiast, że otworzy mój list i go przeczyta - twierdzi Simpson.

Autor: WB

Źródło: Sfora

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

Firma Symantec wykryła robaka internetowego o nazwie Linux.Wifatch, który infekuje routery użytkowników internetu. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, iż przeznaczeniem robaka nie jest niszczenie, szpiegowanie, przeprowadzanie ataków, lecz... ochrona urządzenia i podniesienie jego bezpieczeństwa!
W jego kodzie można znaleźć też sentencję Richarda Stallmana:

"Do wszystkich agentów NSA i FBI, czytających mojego emaila: zastanówcie się, czy bronienie konstytucji USA przed wrogami na zewnątrz i wewnątrz kraju, nie wymaga od was postępowania według przykładu Snowdena"

Na podstawie CHIP

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

Eksperci z firmy Kaspersky ostrzegają, że skutki ataku złośliwego kodu Mirai – który bierze na cel urządzenia z Linuksem i tworzy z nich botnet – mogą być groźniejsze, niż się początkowo wydawało. Specjaliści odkryli bowiem złośliwy kod na Windows, który najpierw infekuje pecety z systemem z Redmond, a następnie korzysta z nich by wyszukać urządzenia z Linuksem i zainfekować je kodem Mirai.Zdaniem pracowników Kaspersky'ego twórca kodu atakującego Windows ma większą wiedzę i umiejętności niż twórca Mirai. Wskazuje to, że osoba bądź osoby stojące za złośliwym kodem dla Windows mają własne plany dotyczące wykorzystania linuksowego botnetu stworzonego przez Mirai. Bazujący na Windows kod rozprzestrzeniający Mirai jest bardziej złożony i solidny niż kod Mirai, jednak większość użytych w nim technik i funkcji liczy sobie kilka lat - stwierdzają eksperci.Na szczęście sposób działania nowego kodu jest ograniczony. Może on zarazić kodem Mirai tylko te linuksowe urządzenia typu internet-of-things, które sa podatne na atak brute force za pomocą Telnetu, stwierdzają pracownicy Kaspersky'ego. Wszystko wskazuje na to, że twórca kodu na Windows pochodzi z Chin. Język użyty w kodzie, fakt, iż został on skompilowany na chińskiej wersji systemu, że serwery go hostujące znajdują się na Tajwanie oraz fakt, iż kod został podpisany certyfikatami skradzionymi chińskim firmom wskazuje na jego pochodzenie z Państwa Środka.W bieżącym roku windowsowy kod zarażający Mirai zaatakował około 500 systemów. Nie jest to dużo, ale warto zauważyć, że ofiary pochodzą przede wszystkim z państw rozwijających się, które mocno inwestują w IoT. Wśród ofiar nowego kodu są systemy z Indii, Wietnamu, Arabii Saudyjskiej, Chin, Iranu, Brazylii, Maroka, Turcji, Malawi, Mołdowy, Rosji, Egiptu, Kolumbii czy Bangladeszu. Eksperci obawiają się, że to może być dopiero początek, a wkrótce do rozprzestrzeniania Mirai za pomocą Windows może wziąć się ktoś o naprawdę dużych umiejętnościach i zasobach.

Źródło:  Kopalnia wiedzy

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Re: CyberŚwiat

Rosjanie wypuścili na rynek nowę grę RTS  „Syrian Warfare”, w której gracz kieruje walką SAA przeciw terrorystom działającym na terenie Syrii. Poniżej film z serwisu YouTube prezentujący sceny z gry


2 minuty gameplay

Piekło walk miejskich - wyzwalanie dzielnicy Damaszku

Czytaj wszystko, słuchaj każdego. Nie dawaj wiary niczemu, dopóki nie potwierdzisz tego własną wnikliwą analizą

William "Bill" Cooper

N_one
Główny Bajkopisarz
ranks
useravatar
Offline
1360 Posty
Informacja o użytkowniku w postach
Nie posiadasz uprawnień do zamieszczenia tu postu

Informacje forum

Statystyki:
 
Ilość wątków:
243
Ilość sond:
5
Ilość postów:
1919
Forum jest nieaktywne:
Użytkownicy:
 
Zarejestrowani:
210
Najnowszy:
uojohuripten
Zalogowani:
0
Goście:
33

Zalogowani: 
Nikt nie jest zalogowany.

Legenda Forum:

 wątek
 Nowy
 Zamknięty
 Przyklejony
 Aktywny
 Nowy/Aktywny
 Nowy/Zamknięty
 Nowy przyklejony
 Zamknięty/Aktywny
 Aktywny/Przyklejony
 Przyklejony / Zamknięty
 Przyklejony/Aktywny/Zamknięty